Aktualności

Grzesiu otwiera apteczkę…

02 marca 2018
Autor:
Rafał

P2650735 P2650740 IMG-20180302-WA0011 28694408_1834148726598052_1655421823_o IMG-20180228-WA0008
Wróciliśmy do Polski z dwutygodniowej wycieczki do Kambodży. Nieco zmęczeni i z lekkimi uszczerbkami na zdrowiu, ale szczęśliwi i bardzo zadowoleni (mam nadzieję, że cała grupa). Najważniejsze, że wrócili wszyscy :-). “Przygoda czyha za rogiem” tak często powtarzaliśmy z uśmiechem na twarzy. I trochę tych niespodziewanych przygód było, no może nieco za dużo. Nie będę pisał o biegunkach (nawet kilkudniowych), zatruciach pokarmowych, bo takie rzeczy często się zdarzają w krajach Azji, gdzie jest inna flora bakteryjna i różnie bywa z myciem rąk przez kucharzy. Na to jednak nie mamy wpływu, dlatego w ruch idzie stoperan, nifuroksazyd, xifaxan, czy imodium (dzięki nieograniczonej apteczce Grzesia).
W Azji bardzo trzeba uważać na klimatyzację, ponieważ na zewnątrz temperatura często przekracza 32 st. C, więc w pokojach, czy autach nie można klimatyzatorów nastawiać na najniższe temperatury. Na to też nie mamy wpływu bo jeździmy komunikacją publiczną, więc kierowcy robią z klimą co chcą. W czasie tego wyjazdu kilkakrotnie zepsute były nawiewniki i na efekt nie trzeba było długo czekać. Magda najpierw nie mówiła, potem jakby przechodziła mutację, no a kaszel to przywiozła do Polski. Jednym plusem tego było to, że zawsze przy liczeniu wszystkich uczestników wiedziałem (bo słyszałem) gdzie ona jest. Grzegorz wkracza do akcji: najpierw osłuchuje plastikową butelką (ponieważ stetoskopu nie ma), analizuje, diagnozuje, otwiera apteczkę i podaje różnokolorowe tabletki (niebieskie też).
Kolejną ofiarą Kambodży była Gosia, ponieważ nabawiła się wysypki. Grzesiu znowu otwiera apteczkę i wyciąga przeciwalergiczny loratan.
Z czasem zaczęło robić się bardziej niebezpieczniej. Mikołaj zwiedzając Angkor Thom tak był zapatrzony w kamienne twarze Jawarmana VII, że nie zwrócił uwagę na nierówne kamienie w świątyni, źle stanął i zwichnął kostkę. Zaczęła boleć, puchnąć i skończyło się dla niego szybkie chodzenie, ale dobrze, że mamy lekarzy w grupie. Grzesiu znów otwiera apteczkę i wyciąga maści, bandaże i… ma nowego pacjenta. W kolejnych dniach przy zmianie bandaży oglądamy kolorowe zabarwienia kostki Mikołaja (to lepsze niż zachód słońca w Angkor Wat). Na szczęście Mikołaj jest twardy i kuśtykając próbuje dotrzymać nam kroku, a po tygodniu już prawie biega. Dzień przed podróżą z Sihanoukville do Phnom Penh jedziemy do Narodowego Parku Ream pospacerować po dżungli. Prowadził nas ranger Nun, obeznany w terenie, a ja-kierownik zamykam grupę. Schodząc z góry usłyszałem krzyk i po chwili widziałem już Anię siedzącą na ziemi jak z grymasem na twarzy trzyma się za kostkę. Kolejne zwichnięcie. Po konsylium lekarskim, które odbyło się nad Anią w dżungli, Grzesiu nasz super lekarz znowu otwiera apteczkę, a ranger Nun idzie szukać dobrego kija-laski dla Ani. Noga mocno boli, zaczyna puchnąć, maści, bandaż, chwila odpoczynku. Sytuacja robi się groźna, ponieważ Gosi kończy się zapas bandaży. Ania wstaje i powoli schodzi w dół niemal skacząc na jednej nodze. Po drodze do Sihanoukville uzupełniamy zapas bandaży. Następnego dnia po przyjeździe do stolicy Kambodży jedziemy do kliniki. Diagnoza jest zaskakująco groźna: złamanie kostki bocznej, czyli strzałki. Po długich próbach namowy, Ania w końcu zgadza się na gips. Gdyby nie to, że kolejnego dnia mamy wylot do Polski mogłoby się skończyć nawet operacją w Phnom Penh. W dniu wylotu Ania o kulach jedzie na lotnisko, tam siada na wózek i w klasie business (zalecenie lekarza) ma na całej trasie fachową opiekę. Niestety w klasie business leci sama, pozostała część grupy w ekonomicznej, więc za bardzo nie ma do kogo się odezwać, co jest dla niej bardziej dotkliwe niż ból nogi.
Tuż przed wylotem dostaję w Phnom Penh zdjęcie od Darka z krwawiącą nogą i podpisem: “wysiadając (z tuk-tuka) uszkodziłem kolano i się wykrwawiam”. Oczywiście octenisept czekał już w pogotowiu, ale Darek powiedział: “jak się nie będzie kwalifikowało do business class to samo się zagoi”.
Grzegorz w czasie tego wyjazdu wielokrotnie otwierał apteczkę i rozdawał: zofran, xifaxan, imodium, pyralgina, ketonal, dexak, dexamethason, loratan…
GRZESIU BARDZO CI DZIĘKUJEMY!!! 🙂
28584989_1834148209931437_1739819439_o P2650975 P2660089 P2660096

Skomentuj ten wpis jako pierwszy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *