Aktualności

Mięsożerne dzbaneczniki w Malezji

19 grudnia 2025
Autor:
Rafał

Śmiedzący durian.

Po różnych perturbacjach na trasie ze stolicy Brunei docieramy w końcu do Kota Kinabalu w Malezji. Kolejnego dnia jedziemy do Parku Narodowego Kinabalu, gdzie znajduje się najwyższy szczyt Borneo – Mount Kinabalu. Ma 4095 m n.p.m. Nie jest naszym celem, ale oglądamy go z dala jak pięknie wyglądają jego poszarpane szczyty przykryte od spodu poduszką chmur. Tu rzadko pada śnieg, nasz przewodnik Joel mówi, że raz na 3 lata, ale bardzo szybko się topi bo jest za wysoka temperatura. 

Jedziemy na pieszy most wiszący nad rzeką, gdzie rozciągają się przepiękne widoki.  Po drugiej stronie jest targ warzyw i owoców. Joel wybiera i otwiera nam duriana. Nie wszyscy go lubią ze względu na zapach i specyficzny smak, ale jest naprawdę dobry. Za chwilę pokazuje jak wybrać dżakfruta, który różni się nieco od tych które znamy z Wietnamu, czy Kambodży. Próbujemy też banany, kokosy, pamelo, mango. Smaki rewelacyjne, azjatyckie słońce sprawia, że owoce są soczyste i słodkie. 

Milimetrowe storczyki

Trekking po lesie deszczowym daje chwilową ochłodę od słońca. Co jakiś czas zatrzymujemy się i Joel opowiada historie o roślinach i zwierzętach zamieszkujących ten las. Widać że jest pasjonatem malezyjskiego lasu, ponieważ ma bardzo dużą wiedzę, doświadczenie, odpowiada na każde pytanie i jest bardzo zaangażowany. Idziemy do ogrodu botanicznego stworzonego do obserwacji roślinności, która jest rzadko spotykana. Oglądamy najmniejsze storczyki na świecie, których wielkość to kilka milimetrów, mięsożerne dzbaneczniki, dziki imbir, dzikie jabłko. Niestety żadnej rafflesii nie znaleźliśmy. 

Po obiedzie (z wyśmienitym deserem panna cotta) wracamy do Kota Kinabalu i jedziemy na plażę Tanjung Aru, żeby po raz ostatni w Malezji zobaczyć zachód słońca. Jest ciepła woda i niebo z kilkoma chmurami. Miejscowi grillują, pływają na deskach, kąpią się, robią selfie i beztrosko spędzają czas. Turystów jest niewielu.

Przeczytaj więcej o naszych podróżach w Azji:

Skomentuj ten wpis jako pierwszy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *