Aktualności

Na wybrzeżu Sri Lanki

03 grudnia 2023
Autor:
Rafał

Plaża w Mirissie.

Ostatnie dni na Sri Lance spędzamy na południowym wybrzeżu wyspy. Przyjechaliśmy do Mirissy, która słynie z pięknych plaż i krajobrazów. Wolny czas spędzamy oczywiście na plaży, ponieważ pogoda jest idealna, świeci słońce, a temperatura oscyluje wokół 30 st. C. Woda w Oceanie Indyjskim także nas rozpieszcza. Jest tak ciepła, że co niektórym może to przeszkadzać. 

Po prawej stronie od naszego kawałka plaży jest wyspa, skąd rozciąga się widok na ponad kilometrową plażę Mirissy. Wejście na wyspę wielokrotnie było remontowane, ponieważ woda ciągle je podmywa. Podczas przypływów dojście do wyspy robi się głębokie. Stąd widać  niewielki zagajnik palm kokosowych. To popularne miejsce, z którego zdjęcia często pojawiają się na mediach społecznościowych. W miejscu, gdzie huśtamy się na oponie zawieszonej na linie, widzimy jak dwa olbrzymie żółwie starają się dopłynąć między skałami do brzegu.

 

Latające ryby

Późnym popołudniem przy restauracjach na plaży rozkładają się stoły ze świeżymi rybami i owocami morza. Wybieramy rodzaj i wielkość ryby, ustalamy cenę, kucharz rzuca ją na grilla i podaje wraz z sałatką, frytkami, lub ryżem. 

Wypływamy też łodzią w morze. Udaje nam się zobaczyć latające ryby i dziesiątki delfinów. Są najwyraźniej nami zainteresowane, ponieważ płyną wzdłuż naszej łodzi, lub przed jej dziobem.

Zwariowany autobus

Ostatniego popołudnia jedziemy do fortu Galle oddalonego o 40 km od Mirissy. Kierowca naszego busa dziwi się, dlaczego nie chcę jechać jego pojazdem, który stoi pod hotelem, tylko upieram się na autobus publiczny. Zależy mi jednak na tym, ponieważ autobusy te są pełne lokalnego kolorytu. Są wymalowane na pstrokate kolory i wypełnione po brzegi ludźmi, mają siedzenia dopasowane do małych azjatyckich tyłków, a przejście wzdłuż autobusu jest tak wąskie, że trzeba się ostro przepychać. Ludzie wsiadają i wysiadają w biegu. Kierowca pędzi przez wioski ile dała fabryka, nie przejmując się znakami ograniczenia prędkości. Częściej używa przeraźliwego klaksonu niż hamulców. Do tego wszystkiego kierowca puścił sobie głośną muzykę, pije jakiś napój z butelki Grantsa, ciągle wysyła sms-y i żuje betel (który pewnie go pobudza). Jest przygoda i każdy turysta powinien tego spróbować. 

W Galle spotykamy Jeffreya, który słysząc polski język, wpada w zachwyt i przy okazji sprzedaje/wciska nam ręcznie robione bransoletki. Okazuje się, że uczy się języka polskiego. Pokazuje widokówki z Polski, polskie zdania, które się uczy, ręcznie narysowaną mapę z zaznaczonymi miastami (Opole też jest), a na koniec śpiewa nam hymn Polski.

Wracając późno z Galle, przypadkowy mężczyzna na dworcu mówi nam, że już nie ma dzisiaj żadnych autobusów do Mirissy, wiec proponuje nam swojego tuk tuka. Po kilku minutach siedzimy już w autobusie w drodze do hotelu. Każdy chce tu zarobić…

Przeczytaj więcej o naszych podróżach w Azji:

Skomentuj ten wpis jako pierwszy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *