Aktualności

Zalana droga do Aukana

24 listopada 2023
Autor:
Rafał

Mihintale w deszczu

Poruszamy się po środkowej Sri Lance. Jest tu kilka miejsc, które należy zobaczyć, ponieważ są ważne dla miejscowych buddystów. Pierwszym z nich to Mihintale, które mieliśmy odwiedzić dzień wcześniej, ale była ogromna ulewa i zdecydowałem, że pojedziemy tam kolejnego dnia rano, żeby nie było ślisko.

Rano pogoda w Mihintale jest wymarzona. Nie jest zbyt gorąco, więc kamienie w świątyni nie zdążyły się jeszcze nagrzać. A my chodzimy na bosaka. Mihintale to miejsce narodzenia buddyzmu na Sri Lance. 

 

Krokodyle w rzece

Jedziemy też do Aukana, ale nie jest łatwo tam dojechać. Pierwsza droga jest nieprzejezdna, ponieważ po burzach rzeka wylała i przelewa się przez drogę. Zafrsymujemy się w miejscu, gdzie na drodze miejscowi kąpią się. Z tego miejsca nie jest daleko do Buddy Aukana, więc możemy przejść rzekę na piechotę (po kolana w wodzie). Nasz kierowca Ninantha ostrzega nas jednak przed tym, ponieważ mówi, że w rzece mogą być krokodyle. Kolejna droga też jest zamknięta, ale autochtoni tłumaczą naszemu kierowcy jak dojechać bocznymi drogami. W końcu się udaje! Budda Aukana jest imponujący.

Po południu jedziemy do Habarany na ajurwedyjski masaż. 



Kolejna wycieczka na Sri Lankę już w styczniu. 

Przeczytaj więcej o naszych podróżach w Azji:

Wycieczka do Tanzanii.

W czasie naszej wycieczki do Tanzanii odwiedziliśmy północną część kraju, ponieważ znajdują się tam najpiękniejsze parki narodowe. Safari po afrykańskich bezdrożach w poszukiwaniu zwierząt z Wielkiej Piątki (i nie tylko) to przygoda, którą zapamiętamy do końca życia. Oczywiście w czasie tej wyprawy mieliśmy wiele innych atrakcji, które na pewno ubarwiły nasz wyjazd. Odwiedziliśmy m.in.: przedmieścia niewielkiego miasteczka Mto wa Mbu w pobliżu Parku Narodowego Manyara. Mogliśmy tam (mam nadzieję) dyskretnie podglądać jak żyją prawdziwi lokalsi. Nie ci, którzy pracują w turystyce, nie ci którzy jeżdżą wypasionymi Toyotami, tylko prawdziwa sól tej ziemi (jak śpiewał Proletaryat), czyli drobni rolnicy i rzemieślnicy. Nazwa Mto wa Mbu prawdopodobnie ze względu na występującą tu malarię oznacza “Rzekę Komarów”.

Miejscowy bar

W rezultacie odwiedziliśmy kilka domostw, plantacje bananów, oraz mały zakład rzeźbiarski prowadzony przez emigrantów z Mozambiku. Ze względu na fakt, że część dzieł, które wychodziły spod ich rąk nie były zbyt drogie staliśmy się ich właścicielami. Chociaż nie obyło się bez krótkiego targowania. Na zakończenie spragnieni wrażeń smakowych i lokalnego kolorytu trafiliśmy do centralnego punktu każdej wioski, czyli miejscowego baru.

Miejsce to ogrodzone było z trzech stron budynkami, a pośrodku stały rzędy ław i plastikowych stołów. Słychać było gwar rozmów siedzących tam mężczyzn, którzy popijali jakiś płyn z plastikowych kubków. Zajęci byli łuskaniem świeżych orzeszków ziemnych, które prawdopodobnie sami uprawiają. Wchodząc rzuciliśmy na powitanie gromkie “jambo”, które momentalnie skupiło na nas uwagę wszystkich biesiadników. Odpowiedzieli chórem, a Ci najbliżej wejścia przesunęli się robiąc dla nas miejsce. W rezultacie zachęceni tak przyjacielskim powitaniem usiedliśmy z nimi przy ławach. Poczęstowali nas orzeszkami ziemnymi, które na świeżo smakują całkiem inaczej. Skorupki są miękkie, a ziarna wodniste. Są bardzo dobre, ale takiego smaku orzeszków na pewno nie poznamy w Polsce.

Specjalność zakładu

Od lokalesa, który oprowadzał nas po wiosce dowiedzieliśmy się, że specjalnością tego lokalu jest piwo z bananów. Zresztą wszyscy tu obecni popijali właśnie ten trunek, który po chwili znalazł się także na naszym stole. Był brązowy, dość mętny i po pojawiających się na powierzchni bąbelkach widać było, że z pewnością jeszcze fermentuje. Bez wątpienia piwo w smaku było dość kwaskowe. Pijąc je po ustach plątały się drobiny sfermentowanych bananów, coś jak fusy w herbacie. W rezultacie nie było złe, ale jego smak nie przypominał żadnego klasycznego piwa jakie piliśmy w życiu. Jedyne podobieństwo jakie przyszło mi do głowy to chica, czyli piwo z kukurydzy, które piłem w Peru. Na koniec właściciel baru poczęstował nas butelką wina, które także wytworzono z bananów. Podczas gdy piwo było nieprzejrzyste, to wino jest przefiltrowane, klarowne i niczym nie zmącone.

Kolejna wycieczka na Sri Lankę już w grudniu. Mamy jeszcze wolne miejsca.
Dołącz do nas!

Przeczytaj więcej o naszych podróżach w Azji:

Skomentuj ten wpis jako pierwszy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *