Dzień siódmy (16.01.2017) naszej wycieczki, oznacza to, że zbliżamy się do półmetka. Chodzą słuchy, że z tej okazji będzie dziś wieczorem impreza 🙂 A tym czasem, czekając na kolację, zajmę się nabazgraniem “krótkiego” streszczenia dzisiejszego dnia.
Ponieważ, wczoraj pożegnaliśmy się z naszym przemiłym Amalem, dziś w drogę ruszyliśmy czterema tuk-tukami, Oczywiście nie obyło się bez rywalizacji i drogę do miasta po krętych dróżkach Kandy, odbyliśmy w tempie bardzo szybkim (jak na możliwości tuk-tuka), kilkukrotnie się wyprzedzając i przepychając wszystkimi możliwymi “szczelinami”. Wyścig wygrał “drink team”: Kinga, Przemek no i ja… I nieprawdą jest, że zapłaciliśmy jakąkolwiek łapówkę, po prostu dopingowaliśmy naszego kierowcę gorąco, za co odwdzięczył się nam brawurową jazdą i pierwszym miejscem. Dzisiaj mieliśmy trochę więcej luzu, ponieważ Rafał postanowił dać nam trochę wolnego. Zaraz po śniadaniu, które zjedliśmy “paluchami” w lokalnej knajpce, ruszyliśmy w rejs wokół Kandy Leake i na zakupy suwenirów oraz przypraw na lokalnym targu. Zakupy na targu to niezła historia, mógłbym napisać o tym całą osobną relację. Napiszę pokrótce. Nie znając lokalnych cen, dać się przekręcić na dwu – trzy krotność zapłaty to norma. Jednak doświadczeni już wcześniejszymi zakupami i tym, co już zobaczyliśmy na Sri Lance, nie poszło handlarzom z nami tak łatwo. Targowaliśmy się ostro i zbijaliśmy ceny “zawodowo”. Na targu w Kandy, można kupić dosłownie wszystko. Począwszy od wszelakich owoców, przez przyprawy, lekarstwa, mięso, podroby, ryby, a skończywszy na obrazku ćwiartowania krowy i opalania racic. Nie wszyscy wytrzymali ten widok i zapach. Po zakupach, rozeszliśmy się w podgrupach po mieście, w zależności co kto lubi. Część ruszyła w miasto, szukając zacienionego miejsca oraz złotego, pienistego trunku (który na Sri Lance jest towarem deficytowym i kosztuje dużo), a część ruszyła na nieodległe wzgórze, w celu podziwiania widoków, oraz zobaczenia kolejnego kilkudziesięciometrowego posągu Buddy. Co do cen piwa na Sri Lance, to najtańsze piliśmy za ok. 8,5 zł, a najdroższe po 21 zł. Tak że rozumiecie moi drodzy, nie jest lekko 😉 .
Po czasie wolnym i lekkim obiadku, ruszyliśmy na główny punkt dzisiejszego dnia – zwiedzanie najważniejszej świątyni buddyjskiej na Sri Lance – Świątyni Zęba. Nazwę tą zawdzięcza relikwii: górnemu, lewemu siekaczowi Buddy, którego nikt go do tej pory nie widział 😉 . W codziennym rytualnym obrządku, pokazywana jest wiernym jedynie złota bogato zdobiona szkatuła, w której jest podobno ząb, a może go tam nie ma……. Tego nie wie nikt. Kilka lat temu, szkatuła była co jakiś czas obwożona w procesji, specjalnym pojazdem typu słoń. Lecz dziś jest wożona tylko replika zęba. Dlaczego? Tego też nie wiemy.
W Świątyni Zęba, zwiedziliśmy wystawę pokazującą historię Buddyzmu oraz mauzoleum wypreparowanego słonia Raja, który kilkadziesiąt lat obwoził relikwię, aż się wyeksploatował w roku 1988 i dziś sam jest obiektem do odwiedzania.
Po zakończeniu dzisiejszego zwiedzania, Rafał pokazał nam w podziemiach tajny skład “ARRACKU” (zadanie dla Was, co to jest?), gdzie zza kraty lokalni spragnieni dokonują zakupów, aby w końcówce dnia wrócić tuk-tukami do hotelu i oddać się temu co lubimy najbardziej 😉 i o czym żartujemy przez cały dzień, czyli rozmowom, wspominkom i w ogóle 😉 .
Skomentuj ten wpis jako pierwszy!
Dodaj komentarz