Pół godziny drogi od Hiroshimy znajduje się wyspa Miyajima. Docieramy tam lokalnym pociągiem, następnie płyniemy kilkanaście minut promem. Wyspa wita nas 16 metrową bramą torii, która strzeże świątynie na wyspie. Na Miyajimę zawitaliśmy przed południem, więc poziom woda był tak niski, że mogliśmy podejść do czerwonej bramy suchą nogą. Zwykle na zdjęciach brama świątyni unosi się na wodzie i taki widok mieliśmy dopiero przy opuszczaniu wyspy w czasie przypływu. Centrum małego miasteczka do którego przybił prom to wąskie uliczki pełne sklepów, restauracji i jednoosobowych stoisk sprzedających grillowane ostrygi lub ciasteczka wyrabiane na miejscu z różnorodnym nadzieniem. Idąc wzdłuż morza napotykamy sarny, które nie bojąc się podchodzą do ludzi szukając czegoś do jedzenia. Na jednej z ulotek promujących wyspę widnieje ostrzeżenie, żeby uważać na swoje bilety wstępu i ubrania ponieważ sarny chętnie zjadają papier i materiały. Czerwona brama torii to nie jedyna (choć najsłynniejsza) atrakcja wyspy. W samym miasteczku oraz na pobliskich wzgórzach jest jeszcze wiele świątyń w tym największa i najważniejsza – Itsukushima. Stoi ona na palach i żeby dojść do głównej sali należy pokonać labirynt korytarzy, a następnie obmyć się wodą.
Nie najlepsza pogoda oraz brak czasu nie pozwoliły nam na dokładniejsze obejście porośniętej gęsto drzewami wyspy. Ze względu na słabą widoczność zrezygnowaliśmy z kolejki linowej która wozi pod górę Misen. No cóż, może następnym razem.
Skomentuj ten wpis jako pierwszy!
Dodaj komentarz