Aktualności

Bagaże w drodze

07 października 2023
Autor:
Rafał

Lądowanie w Paryżu.

Nigdy nie lubiłem międzylądowań w Paryżu na lotnisku De Gaulle’a. Pierwszy raz lądowałem tam w 2013 roku lecąc do Wietnamu liniami Vietnam Airlines. Na lotnisku był wtedy duży tłok, trudno było trafić do odpowiedniej bramki i jeszcze musieliśmy się przeciskać do jakiegoś gościa po cywilnemu, który zmieniał, czy dopisywał coś na naszych kartach pokładowych. Wyleciałem stamtąd umordowany psychicznie z obietnicą, że nigdy więcej przesiadek na De Gaulle. 

Po 10 latach znów przydarzyło się międzylądowanie w Paryżu. Tym razem jednak operatorem lotu z Paryża do Ho Chi Minh City był Air France, chociaż bilety sprzedał nam Vietnam Airlines. Mimo słabego oznaczenia drogi trafiliśmy w końcu (jakimś wąskim gardłem) na Terminal 2, gdzie sami musieliśmy wydrukować sobie karty pokładowe. W końcu się udało i wylecieliśmy do Wietnamu. 

 

Nie doleciały

W Ho Chi Minh City nasze kłopoty nie skończyły się. Czekając przy taśmie bagażowej, mężczyzna z obsługi powiedział, że to już jest koniec i więcej bagaży nie będzie. Naszych nie ma. 

Trzymał w rękach listę z kilkunastoma nazwiskami (w tym naszymi) osób, których bagaży dzisiaj nie będzie. Po sporządzeniu protokołu pani obiecała, że jutro walizki przyjadą na miejsce naszego zakwaterowania. Pojechaliśmy więc do hotelu i od razu poszliśmy na targ Ben Thanh po tshirty, majtki, sandały…

Wąż w winie

Kolejnego dnia wcześnie rano jedziemy do Delty Mekong na dwa dni. Nocleg mamy w Can Tho – największym mieście Delty. Po drodze zatrzymujemy się, aby popływać łodzią po jednej z odnóg Mekongu. Rzeka w tym miejscu rozdziela dwie prowincje My Tho i Ben Tre. Pływamy wokół 4 wysp: Żółwia, Feniksa, Smoka, oraz Jednorożca i zatrzymujemy się to na jednej to na drugiej. Wyspy porośnięte są dżunglą, w której chaotycznie rozrzucane są domki, wąskie ścieżki, czasem szersze drogi, a wokół pełno owocowych ogrodów. 

Zatrzymujemy się w miejscu, gdzie możemy spróbować owoce, które rosną w Delcie Mekong. Na talerzykach jest więc guawa, longan, smoczy owoc, arbuz, pomelo, ananas, oraz jackfruit – ten podobny do duriana. Podczas deseru pani umila nam czas swoim charakterystycznym śpiewem – to tradycyjna muzyka z tego regionu. Pijemy też herbatę jaśminową z miodem z pobliskiej pasieki, a na koniec trafiamy do niewielkiej wytwórni produkującej cukierki kokosowe. W prowincji Ben Tre jest bardzo dużo plantacji kokosów. W cukierkowej wytwórni próbujemy wino, w którym zatopiony jest wąż… to chyba jednak nie jest wino.

Łódź to nie jedyny transport, jakim poruszamy się po Delcie Mekong. Z łodzi przesiadamy się na wietnamskie Lamborghini (jak mówi nasz przewodnik Hun), a potem pływamy 4-osobowymi czółnami po wodnych kanałach. Widoki są niesamowite. Wokół jest bujna roślinność, palmy tworzą naturalny tunel nad naszymi głowami, ku rzece chylą się owoce palmy wodnej, a na gliniastym brzegu skaczą poskoczki mułowe. Gdzieniegdzie na brzegu stoi jakiś dom kryty blachą falistą. Ruch łodzi na tym odcinku jest dość duży, ale głównie korzystają z nich turyści.

Przeczytaj więcej o naszych podróżach w Azji:

Skomentuj ten wpis jako pierwszy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *