Aktualności

Khmerskie wyspy

29 stycznia 2025
Autor:
Rafał

Prawie jak Malediwy... Koh Ta Kiev.

Ewa pisze:

Trzy dni plażowania na rajskich wyspach w okolicach Sihanoukville 🏝️🏝️🏝️ za nami. Zachwycające widoki, czysty piasek, czysta i ciepła woda. Wyspy bywają nazywane kambodżańskimi Malediwami i chyba coś w tym jest😊

Sihanoukville, w którym nocujemy, to główny ośrodek turystyczny khmerskiego wybrzeża, poddany mocnej ekspansji Chińczyków, co widać na każdym kroku. Niektóre dzielnice są już chińskie, a obok eleganckich chińskich hoteli stoją szkielety wieżowców, niedokończone inwestycje, przerwane w pandemii.

Miasto kontrastów. A przy okazji świetna baza wypadowa na pobliskie rajskie wyspy.

🏝️Pierwszego dnia płyniemy łódką 🚤 na wyspę Koh Ta Kiev. To jedna z częściej uczęszczanych wysp, z szeroką plażą. Zadbana i urządzona już po europejsku, co odbiera jej trochę uroku. Sporo turystów.

Kąpiel w ciepłym morzu i plażowanie przerwała nam komenda kapitana naszej łódki: wracamy, bo idzie wysoka fala 🌊 Cóż, podróż powrotna nie należała do przyjemnych, woda wlewała się z każdej strony, ale takie są uroki podróżowania łodzią.

Koh Rong Sanloem

🏝️ Drugiego dnia zrywamy się z łóżek trochę wcześniej, by zdążyć na pierwszy prom ⛴️ płynący na wyspę Koh Rong Sanloem. Jakież jest nasze zdziwienie, gdy zamówione pod hotel tuk tuki podjeżdżają z 20-minutowym opóźnieniem, a kierowcy nie widzą w tym żadnego problemu i dziwią się zdenerwowaniu Rafała, naszego organizatora.

Po szaleńczej jeździe po mieście w godzinach szczytu docieramy do portu 5 minut po czasie, ale okazuje się… że to nie szkodzi, bo prom jest opóźniony dobre 15 minut. Tu pojęcie czasu na inny wymiar, więc po co się denerwować? 😉🤣

🏝️Wyspa zachwycająca. Życie toczy się tu w leniwym rytmie, jest sporo barów i kawiarni, mało turystów, a woda bardzo przyjemna. Zwłaszcza po drugiej stronie wyspy, dokąd bez problemu dotarliśmy spacerem.

Koh Rong

🏝️Trzeciego dnia decydujemy się na wyprawę promem na jeszcze jedną wyspę – Koh Rong, licząc na podobny klimat. Przypływamy promem na plażę White Beach. To co ukazuje się naszym oczom po zejściu na ląd rozczarowuje. Buda na budzie, brudno i tłoczno. Dużo ludzi, zero kameralności.

😊Dlatego decydujemy się na pieszą przeprawę na drugą stronę wyspy, na urokliwą i spokojną plażę Long Beach, zwłaszcza, że zgodnie z mapą, to duży skrót. Miejscowi zachęcają, byśmy skorzystali z tuk tuków i pojechali na około, ale my wybieramy spacer🤣

🌳🌳🌳Rychło okazuje się, że ścieżka znika i musimy się przedzierać przez gąszcz gałęzi, a w połowie drogi ścieżka zamienia się… w skalistą drogę. Naprawdę jest to przeprawa po wysokich i stromych głazach, wymagająca wzajemnej asekuracji i uważności.

💪Daliśmy radę i naprawdę było warto, bo gdy wyszliśmy z dżungli, naszym oczom ukazał się nieziemski widok. Bielutki piasek, cudownie przezroczysta woda 💦 i niepowtarzalny klimacik.

😎To zdecydowanie moja ulubiona plaża. W drogę powrotną grzecznie pojechaliśmy tuk tukami, po drodze zahaczając o jeden z barów. Jedzenie ok, choć ja akurat nie jadłam, bo dopadło mnie zatrucie pokarmowe. Zresztą to, co zobaczyłam na zapleczu, skutecznie odebrało mi apetyt😉

Sądzę, że warto odwiedzić tę wyspy, nim staną się turystycznymi kurortami.

Tekst napisała Ewa Kosowska-Korniak.

Przeczytaj więcej o naszych podróżach w Azji:

Skomentuj ten wpis jako pierwszy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *